banner1

rita

droga krzyzowa

Reklama Content Top

MAŁY MODLITEWNIK 

Droga Krzyżowa ze św. Marią Magdaleną de Pazzi

Wstęp

Jeżeli pragniemy w krótkim czasie dojść do wielkiej doskonałości, musimy starać się o to, aby we wszystkich sprawach swoich najlepiej spełniać wolę Bożą, albowiem ta święta intencja ma moc uświęcić wszystkie nasze sprawy.

Święta Maria Magdalena de’ Pazzi tak to wyraziła: Czuję, że Bóg mnie pociąga, nie wiem dokąd, nie wiem do czego chce mnie prowadzić. Nie wiem, co to jest ani co mi Pan chce powiedzieć, dopóki nie pójdę za tym impulsem[1]. Idźmy w tej Drodze Krzyżowej za Panem w towarzystwie Świętej mistyczki. W skupieniu rozważajmy jej myśli. Miejmy świadomość, że na tę Drogę zaprasza nas Chrystus. On sam nas chce prowadzić, chce mówić do nas. Wzbudźmy w sobie intencję, aby jak najlepiej wykorzystać dany nam teraz czas.

I. Piłat skazuje Jezusa na śmierć

Z pomiędzy wszystkich występków najbardziej trzeba się nam wystrzegać tego, żeby nie obmawiać swego bliźniego. W ten grzech tak łatwo popadamy, iż gdyby znalazł się taki, co by w całym swoim życiu nigdy nic złego nie powiedział o bliźnim, godny by był kanonizacji za życia.

Gdyby Bóg mógł doznawać cierpienia, najbardziej by cierpiał przez to, że wyrzucony został ze serca ludzkiego.

Nie za własne winy, lecz za nasze. O Jezu! Jak wielki ciężar wziąłeś nie tyle na swoje ubiczowane ramiona, co na Swoje serce, które nigdy nie poznało grzechu. Jak wiele osób przed Tobą i niezliczonych po Twoim wstąpieniu do nieba wziąłeś winy. Skazany na największą możliwą hańbę jaka była możliwa. Bóg-człowiek, nieomylny, sprawiedliwy i wszechmocny, wydany na najcięższą karę. Jezu, jak często skazujemy bliźniego ”na śmierć”. Ile okrutnych słów wychodzi z naszych ust. Ile osądów po których trudno się podnieść człowiekowi. Zbyt często wiemy lepiej i wydajemy osąd. A przecież powiedziałeś nam, że mieszkasz w każdym z nich. Jesteś obecny w duszy każdego człowieka. Nawet jeden skazany, a jest ich przecież tak wielu, to kolejny skazany Chrystus przez nas grzeszników. Przebacz nam o Jezu! Przebacz nam ilekroć skażemy kolejnego bliźniego. Przebacz jak przebaczyłeś łotrowi na krzyżu. Po grzechu pierworodnym mamy silną tendencję do tego, aby czynić zło zamiast dobra. Grzech wypacza nasz osąd samego siebie i bliźniego, przez co ranimy się wzajemnie. Błagamy Cię, nie skazuj nas na śmierć wieczną, ale w dniu ostatecznym wprowadź nas do chwały swojego Ojca.

II. Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Gdyby stworzenia rozumne poznały i głęboko rozważyły wielkość i ogrom miłości, którą Jezus ich kocha, a potem niewdzięczność swoją, którą one odpłacają: same siebie skazałyby nie na jedno, lecz na tysiąc piekieł z większą niżeli teraz liczbą szatanów.

Utrapienia i uciski są naszym czyśćcem na tym świecie i uchronią od czyśćca na tamtym.

Ludzie, wydając wyrok śmierci na Chrystusa, przybliżają sobie ratunek, sami sobie przybliżają zbawienie. Nawet człowiek obciążony największą zbrodnią jest wobec dobroci Bożej o krok od zbawienia. Śmierć Tego, którego potępili i napiętnowali, będzie również i dla nich źródłem łaski i światła, które spłynie na ich rozum i serce. Nawet wówczas, gdy się jest wrogiem Boga, można się w każdej chwili znaleźć na kolanach.

Zwróćmy uwagę na tę paradoksalną sytuację: ludzie przynoszą Chrystusowi śmierć, Chrystus ofiarowuje im życie. Wtedy, kiedy się spełnia marzenie przeciwników Chrystusa i Jego śmierć została postanowiona, wówczas spełnia się również gorące pragnienie Chrystusa, żeby każdemu, nawet najgorszemu i najbardziej zagubionemu człowiekowi pokazać drogę wyjścia ku życiu, prawdzie i szczęściu.

Nie wiadomo, jak przeżyjemy swoje własne życie, czy i nasze drogi nie poplączą się kiedyś w sposób tragiczny. Wówczas potrzebna nam będzie prawda o Bogu zbawiającym, który wyprowadza z najgłębszych przepaści i powikłań, oraz ufność, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że nawet w najgorszej i najtrudniejszej Bóg przychodzi do człowieka i z miłością pokazuje wyjście. To jest równocześnie pociecha i przestroga. Chrystusa skazano na śmierć w imię Boga. Boga zabito w imię Boga. Sędziowie Chrystusa obwarowali się argumentami z Pisma świętego po to, żeby Go zniszczyć. Fragmentu Objawienia wyrwanego z całości użyto jako podstawy do potępienia Tego, który przyniósł całe Objawienie. To się często w życiu zdarza. Kiedy patrzymy na ludzi, zwłaszcza na wielkich grzeszników, w imię wiary domagamy się sprawiedliwości i w imię tej sprawiedliwości gotowi jesteśmy — jak dwaj apostołowie, Jan i Jakub — prosić Boga, żeby ciskał gromy. Zapominamy, że Bóg jest nie tylko sprawiedliwością, ale i miłością, i dobrocią. Tak jest, kiedy myślimy o innych ludziach. Kiedy natomiast myślimy o sobie i o swojej słabości, zazwyczaj odwołujemy się przede wszystkim do dobroci i miłosierdzia Boga, a zapominamy o sprawiedliwości. W imię cząstki prawdy Bożej wydajemy wyroki: inny na bliźnich, inny na siebie.

III. Jezus upada po raz pierwszy

Nie masz tak wielkich przeciwności na świecie, ani tak ciężkiego utrapienia, którego byśmy nie mogli łatwo znieść, gdybyśmy pamiętali na to, że tak Bóg chce.

Kto ma wstręt w przełamywaniu własnej woli, nie może prawdziwie kochać Pana Boga, albowiem nie umie przełamać się w tym, co by Bogu najwięcej przyniosło czci i chwały, mianowicie w zaparciu się własnej miłości i woli.

Kiedy nasz Pan kierował swoje kroki do Jerozolimy, uczniowie byli zatrwożeni, byli przerażeni. Oni, którzy byli najbliżej Mistrza sami nie mogli pojąć co zaraz ma się wydarzyć. Pomimo, że Jezus zapowiadał im to wydarzenie, zderzenie się z tym faktem było czymś o wiele trudniejszym. Ich Nauczyciel, ich Mistrz na ich oczach odbywa najgorszą możliwą karę w najbardziej okrutny możliwy sposób. Jest ten sam ale już inny. Mój Mistrz i Nauczyciel, wziął na siebie cały ból, całe okrucieństwo, cały mój grzech. Upadek jest bolesny, a droga daleka. Ból, cierpienie, przeciwności potrafią skutecznie przysłonić Oblubieńca, przysłonić tego komu przyrzekałem wierność do końca. Droga do świętości idzie dokładnie taką samą drogą jakiej wzór daje mi Pan. Innej drogi, innej możliwości nie ma. Jednak we wszystkich przeciwnościach, z jakimi będę się mierzył, mogę mieć tę nadzieję, że na tej drodze nie jestem pozostawiony samemu sobie. On pierwszy wziął to wszystko na siebie. Patrząc na tego który mnie umiłował, na Jego rany i ból pragnę i ja ze względu na miłość do Niego, przyjąć przeciwności życia bo wiem, że Bóg tak chce. „Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). Wielkim pragnieniem mojego serca jest, aby gleba mojego życia wydała jak najobfitszy plon i aby to się stało, powinienem spojrzeć na krzyż, na Miłość, która pozwoliła się przybić do Krzyża za mnie.

IV. Jezus spotyka swoją Matkę

Podczas jednej z ekstaz Święta z Florencji ujrzy umiłowany Zakon Karmelitański jako kolumnę z przepięknego surowca, której gwiazdą przewodnią jest Maryja. To Maryja otacza Karmel swym płaszczem i prowadzi każdą karmelitankę, by można było o niej powiedzieć sancta et immaculata virginitas.

Czystość św. Józefa spotyka się w raju z czystością Maryi, tak że w tej obfitości blasku, którą sobie nawzajem przekazują, wydaje się, że tak powiem, że czystość Józefa sprawia, iż ​​czystość Dziewicy zdaje się znacznie jaśniejsza i wspanialsza. Święty Józef stoi pośród Jezusa i Maryi niczym świecąca gwiazda, i troszczy się szczególnie o nasz klasztor, aby był zawsze pod opieką Maryi Dziewicy.

Jezus jako pierwszy został otoczony płaszczem Maryi. Zaraz po narodzeniu okryła go swoim odzieniem. Także na drodze krzyżowej ma na sobie tunikę utkaną przez umiłowaną Matkę. Zanim została zdarta z jego poranionego Ciała, okrywała go na ścieżce cierpienia, wchłaniała krew i pot z Ogrójca, okryła okrutne rany biczowania, osłaniała je przed kurzem ulicy i plwocinami tłumu. Jezus szedł otoczony szatą Maryi, otoczony jej miłością i jej spojrzeniem. Wśród rozwścieczonego ludu, obojętnych gapiów, okrutnych żołnierzy była Ona jak gwiazda przewodnia, jej łzy boleści, czyste jak kryształ, lśniły, poruszały. I choć nie rozumiała, cierpiała, pozostała sama, ufała do końca.

Pod krzyżem Maryja ujrzała nagiego Syna. Odebrano mu jego szatę. W jednej stacji rozważamy spotkanie Jezusa z Matką, tymczasem była Ona z Nim nieustannie i na sam koniec nareszcie mogła wziąć Jego martwe ciało w ramiona.

Okryci szatą Maryi możemy być pewni jej nieustannej obecności i opieki. Otoczeni jej obecnością, w czasie pokoju i w wielkim cierpieniu Ona jest… Staram się być z Nią, nie tylko Ją spotykać; nie tyle modlić się do Niej, co Jej się oddać, żyć cały w Niej i dla Niej.

V. Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

Aby uczynki tak duszy, jak i ciała naszego były miłe i przyjemne Bogu, najpewniejszym do tego celu środkiem jest łączyć je z czynami Jezusa na ziemi: w ten sposób i przez to nasze dobre uczynki, które same ze siebie są jakby podłym i bez żadnej ceny ołowiem, złączone z Jezusowymi, staną się szacownymi, jakby złoto najdroższe.

Nigdy nie powinieneś opuszczać dobrego uczynku, albowiem przed Bogiem masz kiedyś zdać rachunek nie tylko za złe sprawy, któreś popełnił, ale i za dobre, które mogąc uczynić, zaniedbałeś.

Ofiarowywanie Jezusowi i intencja łączenia swoich dobrych uczynków z męką i najdoskonalszą ofiarą Jezusa jest połączeniem wiary, która wyrażona jest przez ufność Bogu i współpracę Nim w dobrym działaniu. Postawa Świętej jest w istocie postawą podobną jaką miał ojciec naszej wiary Abraham. Kiedy dobro nie-doskonałe, łączy się z dobrem doskonałym, udoskonala się i przynosi większe owoce niż dobry czyn który nie z nim połączony. Należy pamiętać tutaj także o intencji, która jest kluczowa, gdyż dobro można też wykonywać z pobudek egoistycznych. Jest to jedno z niebezpieczeństw, gdyż w ten sposób odbierzemy zasługę przed ludźmi, a nie przed Bogiem.

Podobnie jak każda okazja do grzechu powinna być usunięta, tak każda okazja do zrobienie jakiegoś dobra powinna być przyjęta, gdyż musimy pamiętać, że Chrystus jest w każdym człowieku, a zwłaszcza w chorym, cierpiącym samotnym i przygnębionym. Brak pomocy, brak uśmiechu czy choćby podania kubka wody, czy kupienia posiłku osobie bezdomnej jest pominięciem Chrystusa, z czego każdy z nas zda rachunek podczas sądu szczegółowego po swojej śmierci.

VI. Weronika ociera twarz Jezusowi Chrystusowi

Kto chce sprawić przyjemność i przysługę Bogu, niech razem z Nim ma staranie o nawrócenie dusz, a kto innego ku temu środka nie ma, niech często za nie ofiaruje Ojcu Przedwiecznemu Krew Jezusową i w tym celu przyjmuje Komunię i spełnia różne pokuty i dobre uczynki.

W tamtym momencie i w tamtej chwili jedna kobieta stała się odważniejsza od wszystkich zebranych wokół ludzi, co więcej swoją odwagą przewyższyła nie tylko Apostołów, ale również żołnierzy. Nikt nie był w stanie powstrzymać jednej kobiety. Ona jedna ruszyła naprzeciw wszystkim, ponieważ jej serce, jej miłość utorowały jej drogę do ukochanego Mistrza. Zbrojne ramię żołnierza tak srogie, tak nieustępliwe, nie dające możliwości na choćby jeden fałszywy krok, stało się na jedną chwilę całkowicie bezsilne. Żaden Apostoł nie był w stanie dokonać wówczas tego czynu, który był udziałem tej jednej, a jakże wielkiej kobiety. To co pozwoliło jej dokonać tak heroicznego czynu nie wypływało ze zwykłego kaprysu, z woli przypodobania się komuś z tłumu. W tym jednym momencie nie liczyło się nic, ani nikt, tylko On. Jej Pan którego widok nie pozwalał na bezczynność. Nie dawał możliwości na bezczynne stanie i przyglądanie się. Serce rozdarte i kierowane miłością do Oblubieńca nie widzi strażników, nie widzi przeszkód, nie widzi otaczającego tłumu gapiów. Jej serce widzi przed sobą miłość zranioną, poturbowaną, opluwaną, niechcianą przez nikogo i pozostawioną samej sobie, której już nikt nie potrzebuje, nikomu nie jest potrzebna. Pan Jezus, Emmanuel ratuje nas powierzając samego siebie. Jeśli w jakikolwiek sposób chcę ulżyć Mistrzowi, powinienem tak jak On starać się o nawrócenie dusz, za które On sam się ofiarował. Niech każdy uczynek, każda praca, każde cierpienie, Msza święta, Komunia, uczynek miłosierdzia, będzie ofiarowana właśnie w tej intencji, aby choćby jedną duszę od piekła uchronić, za którą została przelana najdroższa i najczcigodniejsza krew Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

VII. Jezus upada po raz drugi

Powinniśmy ubolewać i za stracony nadaremnie uważać ten dzień, w którym nie umartwiliśmy sami siebie w jakiejkolwiek sposób.

Aż do samej śmierci nie trzeba przestawać ćwiczyć się w pokorze, albowiem pokora jest drabiną o wielu szczeblach, po których ustawicznie i prawie bez końca można chodzić.

Bardzo się myli ten, kto pragnie służyć Bogu dlatego, żeby w tym znaleźć pociechę i własne zadowolenie, albowiem Boga nie znajdzie się we własnym upodobaniu, ale tylko w prawdziwej cnocie, która zwykłe swoje miejsce ma w uciskach, utrapieniach i dolegliwościach.

Dusza, która rozpacza po upadku i pełna jest gniewu, nie zna jeszcze dostatecznie samej siebie, nie ma w sobie pokory, która zna prawdę o słabości i nędzy człowieka (por. Jan od św. Samsona O.Carm). Chociaż chcemy słuchać o Bogu, pragniemy jego bliskości, często ignorujemy drogę, która do Niego prowadzi. A drogą tą jest pokora. Tylko pokorne uznanie własnej słabości, nieufność wobec siebie i bezgraniczne zaufanie Bogu pozwoli nam uniknąć upadku lub uniknąć jego tragicznych konsekwencji. Powstawanie jest szkołą pokory- wymaga konfrontacji z sobą i wyrzeczenia się swojej wizji rzeczywistości, a uznania Bożej.

Upokorzenie jest więc szansą na nowe życie, nie musi być przykrą koniecznością, może stać się drogą, wybraną w wolności. Wchodźcie przez ciasną bramę, bo przestronna brama i szeroka ta droga, która wiedzie do zguby, a wielu jest tych, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna brama i wąska droga wiodąca do życia! Nieliczni są ci, którzy ją znajdują (Mt 7, 13-14).

VIII. Jezus napomina płaczące kobiety

Nic nie pomoże wiara temu, kto w niej uczynkami pożytku nie wydaje. Przeto wiara u wiernych winna zgadzać się z uczynkami, a uczynki z wiarą. Powinniśmy o tym pamiętać, że nigdy i nigdzie wiara nie upadła przez herezję, póki najpierw w uczynkach miłość nie zanikła. To jest znak pewny, że słońce wiary ma zginąć, kiedy ciemności grzechów zaczną się wszędzie rozpowszechniać.

O bliźnim trzeba mówić jak najmniej, albowiem jako naczynia szklane trącane o siebie łatwo się tłuką, tak też mając zawsze w ustach bliźniego, szybko się go obrazi.

Człowiek współczesny chętniej słucha świadków niż nauczycieli; a jeśli już nawet słucha nauczycieli, to dlatego że są oni równocześnie świadkami. Doznaje on coś w rodzaju instynktownej odrazy wobec wszystkiego, co wydaje się być udawaniem, fasadowością lub kompromisem. W związku z tym ceni się wartość życia prawdziwie zgodnego z Ewangelią! Szukamy kogoś, kto będzie wiarygodny, na którego patrząc zobaczymy to czym sam żyje. Krytyczne oko domaga się wiarygodności, chce aby ci sami którzy określają się jako wierzący, praktykujący swoimi własnymi uczynkami nadali wiarygodności tym deklaracjom. Słowa szumnie wypowiadane, ale w żaden sposób nie potwierdzane, stają się jak plewa przez wiatr rzucana. Przeto wiara u wiernych winna zgadzać się z uczynkami, a uczynki z wiarą. Czyje świadectwo jest bardziej pociągające? Kto jest bardziej wiarygodny i kto swoim życiem przestawia wartości z którymi i ja się utożsamiam? Nigdy i nigdzie wiara nie upadła przez herezję, póki najpierw w uczynkach miłość nie zanikła. Podczas rozmów najlepiej mówić o kimś dobrze, budująco. Jeśli rozmowa zamiast budować będzie powodowała podziały, prędzej czy później jej skutki mogą przynieść szkodę nie tylko jednej osobie, ale może dotknąć również i innych. Jesteśmy naczyniami glinianymi i tak jak naczynie kruche może łatwo uleć szkodzie, tak też mając zawsze w ustach bliźniego, szybko się go obrazi.

IX. Jezus upada po raz trzeci

Znakiem prawdziwej i najbardziej gruntownej cnoty jest znosić z cierpliwością i spokojem przykrości, utrapienia i przeciwności. Zatem nie wiele jej mają ci, co przybierają się w inną odzież i chodzą innymi drogami, a nie drogami utrapienia, którymi chodził Zbawiciel.

Nie powinniśmy prosić Boga o jakąś inną łaskę, ani też nie żądać od Niego jakiejś innej rzeczy, jak tylko tego, co zgodne jest z Jego Boskim upodobaniem i Jego Wolą.

Dłuży się ta droga krzyżowa. Choć na Golgotę nie jest daleko, upał, ciężar krzyża, płynąca krew, obelżywe gesty i słowa z każdej strony, odejmują siły i powodują kolejny upadek. Któż by to wytrzymał, gdy trzeba ponieść wszystkie grzechy świata? Ale tylko Miłość nieskończona może z taką siłą pchać naprzód i kazać się podnieść. Tylko tak wielka Tajemnica może nakazać walczyć i iść dalej. Bo przecież gdyby nie powstał i tak by zginął. Powstał jednak żeby dać nam przykład, kolejnym pokoleniom chrześcijan wezwanym przez Niego do naśladowania Go. By się nie załamywać i walczyć do samego końca, nawet kiedy wydaje się to być bez sensu. U Boga wszystko jest przecież możliwe, dlatego nigdy nie wiemy co przygotował dla nas na przyszłość. O Jezu, jak często upadamy, jak wielkie bywają nasze upadki. Pomóż nam ilekroć znów nie damy rady i zaczniemy poddawać się sile grzechu.

X. Jezus zostaje obnażony

Kto chce zachować miłość należną Bogu, każdy choćby najmniejszy grzech powinien uważać za wielki i godny wielkiej kary. A temu, co chce zachować czystość swojej duszy, najmniejsza zmaza winna się zdać bardzo brzydką.

Gdy przystępujesz do Komunii św., masz pamiętać o tym, że spełniasz największe i najświętsze w twoim życiu dzieło – przyjęcie do swego serca Wcielonego Boga […]. Jak wielka wtedy czystość powinna panować w twoim sercu, gdy masz przyjąć źródło wszelkiej czystości?

Podobną myśl można dostrzec w przypowieści św. Marii Magdaleny de’ Pazzi „O dwóch oblubienicach Słowa”. Jedna [oblubienica], ubrana w piękne szaty, została wprowadzona do chwały nieba; druga, której szatą jest nagość, a ozdobą bycie niczym, bycie lekceważoną, stoi u bram nieba nie odważając się nawet podnieść oczu. Święta pyta każdego z nas: Którą wybierasz?Święta karmelitanka bez wahania wybiera tę drugą.

Święte ciało, święte ręce, święte stopy. Święty spośród świętych został obnażony. Choć skazany na haniebną śmierć, hańbiony od samego początku. Zdarta suknia choć trochę okrywała skandal całej męki. Ubiczowane ciało ujrzeli wszyscy obecni. Ci którzy ten los zgotowali i płaczący, którzy ukochali do końca. O Jezu, Ty sam powiedziałeś, że niczego nie nauczasz w ukryciu i działałeś zawsze jawnie. Twoja miłość i nauka była znana wszystkim, którzy do Ciebie przychodzili. To nie Twoją Ewangelię teraz się obnaża, ale najczystszego człowieka jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Choć skazanemu na śmierć, nie oszczędzili nawet ostatniej sukni. Ogołocony do końca. Ogołocony dla nas. O Jezu, jak często jeden człowiek drugiego obnaża i wystawia na pohańbienie. Śmiech, drwiny, kpiny, obelżywy język, jak niezliczone są przykrości, gdy czyiś uczynek, myśl lub ciało zostanie obnażone. I dzisiaj dochodzi do sytuacji gdzie człowiekowi nie zostawi się krztyny godności. Prosimy Cię Chryste, przebacz nam ilekroć obnażymy bliźniego. Gdy naruszymy to co powinno być nienaruszalne. Gdy zedrzemy ”szaty niewinności” z Ciebie, obecnego w drugim człowieku.

XI. Jezus zostaje przybity do krzyża

Kto pragnie w krótkim czasie dojść do doskonałego życia, za nauczyciela niech weźmie sobie Jezusa Ukrzyżowanego i niech pilnie nadsłuchuje Jego słów, albowiem On ustawicznie przemawia do serca wówczas, gdy jest przyjęty w Najświętszym Sakramencie.

Jezus powiedział do Nikodema: Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,13-17). Jezus ukrzyżowany, poraniony, na którego ciele nie było żadnego zdrowego miejsca, woła do wszystkich i po wszystkie czasy …”Pragnę…” Można się zastanawiać jak widok umęczonego i ukrzyżowanego człowieka, może być zbawienny. Na taką przecież karę skazywano jedynie najgorszych złoczyńców. Tymczasem największą „zbrodnią” jaką uczynił nasz Pan była miłość, którą otworzył szerokim strumieniem żołnierz, a która będzie się rozlewać aż do końca świata. Rany, którymi pokryte jest najświętsze ciało są dla nas schronieniem, które specjalnie dla swoich dzieci przygotował Pan Jezus.

Tak jak w górach są specjalne przygotowane miejsca, gdzie turysta może odpocząć, schronić się by pójść dalej, tak nasz Pan przygotował miejsca do których możemy się uciekać, aby szukać ratunku. W jednej wizji jaką doświadczyła Maria Magdalena de’ Pazzi, Pan Jezus zaprasza ją do szczególnej rany, do Jego otwartego boku, gdzie mogła zobaczyć dzieła Boże, stworzenie świata, człowieka, wcielenie, cierpienia i śmierć Chrystusa, oraz Jego codzienne działanie w ludzkich duszach. Dlatego nie wahajmy się i nie lękajmy. Lecz w grożących niebezpieczeństwach uciekajmy się do nich, do przenajświętszych ran, w których jest nasze ocalenie.

XII. Jezus umiera na krzyżu

Wiele dziś dusz goreje w piekle, nad którymi Bóg byłby się zmiłował i one nie znajdowałyby się w tych mękach, gdybyśmy się byli gorąco za nie modlili i ofiarowali za nie Bogu Ojcu Krew Jezusową – nawet i z tego przyjdzie nam zdać rachunek przed Bogiem.

Spowiedź wyzwala nas od grzechu dzięki zasługom oczyszczającej krwi Chrystusa. Aby jednak ta krew mogła oczyścić człowieka z każdego jego brudu, „tak jak słońce rozpędza chmury”, konieczne jest poznanie samego siebie, swoich grzechów i głęboki żal za nie. Żal za grzechy jest owocem miłości, który upodabnia nas do Chrystusa i nas oczyszcza. Poznanie siebie i swoich upadków jest oznaką pokory, która prowadzi nas z kolei do spowiedzi.

Cierpienie z miłości, tak obecne w życiu św. Marii Magdaleny, znajduje swoje źródło w Krzyżu Zbawiciela. Dążenie do zjednoczenia z Bogiem prowadzi przez zjednoczenie w cierpieniu. Krzyż profesyjny, jako jeden z elementów habitu karmelitańskiego, w dawnej tradycji Karmelu, nie miał na sobie pasyjki, a jedynie trzy gwoździe. Noszony pod szkaplerzem, niewidoczny dla innych, zobowiązywał do znoszenia własnego cierpienia w ukryciu, w zjednoczeniu z cierpiącym Bogiem. Krzyż niejako “wyrastał” z serca poświęconego Bogu i naznaczonego znakiem Jego miłości.

Zastanawiająca jest jednak jego pustka, jakby niedokończenie. Krzyż ten miał dokonać się w życiu duszy, która poświęciła się Bogu; przygotowany i noszony w gotowości wstąpienia na Niego, aby dokonać własnej ofiary. Trzy gwoździe wyznaczające miejsce na nasze ręce, nasze nogi, oddane do końca. I rozciągnięte ciało, jak to na Golgocie, bezradne, ogołocone mówiące: “Nie jak ja chcę, ale jak Ty”, “niech mi się stanie”…

XIII. Jezus zostaje zdjęty z krzyża

W tym życiu dusza nasza ma dwoje skrzydeł do wzlotu ku Bogu, dwoje rąk do objęcia Go: miłość Boga i nienawiść samego siebie. W tych dwóch słowach zawiera się streszczenie zasad życia duchowego i na nich polega istota wszystkiej doskonałości.

Warunkiem do przebywania z Bogiem w wieczności jest utrata swojego życia. Konieczne jest obumieranie z własnego egoizmu, z własnej pychy i z własnego ja. Jest to proces trudny i bardzo bolesny, jednak jest konieczny do tego, aby wejść do domu Ojca. W pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa wykształciła się sentencja: „Jeśli umrzesz za nim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz”. Tak samo jak po bólu porodu następuje radość i wesele, tak też bo bólu obumierania ze skłonności do grzechu nastąpi radość. Jednak bez wpatrzenia się w kochającego Boga proces ten byłby procesem bez nadziei, można było by go nazwać procesem bez celu i bez sensu. Drugim warunkiem jest miłość, bo tylko ona przemienia i przeobraża egoistyczne serce człowieka. Patrząc na Twoje martwe ciało, doznaję nie tylko bezgranicznego bólu Matki, ale także bezgranicznego pocieszenia. Kiedy ciemności wiary ogarnęły całą ziemię, Ona jedyna wierzy w Twoje bliskie już powstanie z martwych. W Niej nie zgasła nigdy wiara, że jesteś Synem Bożym, Mesjaszem, Panem życia i śmierci.

XIV. Złożenie do grobu

Jeżeli stworzenie będzie mieć zawsze przed oczyma krótkość i znikomość czasu tak teraźniejszego jak i przyszłego, nie obrazi nigdy Boga, nawet w najmniejszej rzeczy.

Gdyby dusza mogła siebie widzieć taką, jaką jest bez Boga, ze zgrozy i przerażenia nie jedną ale tysiącem śmierci by umarła, gdyby mogła umrzeć.

Kto Boga posiada, w Nim znajduje wszystkie prawdziwe dobra i doskonałe zaspokojenie wszelkiego swego pragnienia.

Wszystko stało się jak zapowiedzieli prorocy. Na krzyżu miałeś umrzeć, a Twoich kości mieli nie łamać i do grobu mięli Cię złożyć. Zapowiedziałeś, że temu pokoleniu będzie dany jedynie znak Jonasza, żaden inny. I go otrzymali. Wołali byś zszedł z krzyża, jeśli jesteś prawdziwie Mesjaszem, lecz nie ten znak miał być świadectwem. Złożenie do grobu choć jest dopełnieniem Męki Pańskiej, staje się początkiem kolejnych cudów. Zapowiedziano przecież, że trzeciego dnia zmartwychwstaniesz. Próżna byłaby nasza wiara, gdyby na tej Twojej śmierci miało się skończyć. O Jezu! Jak wielka to dla nas tajemnica, wszyscy jesteśmy wezwani do spotkania się z misterium śmierci. Widzimy jak inni umierają, a często nie pamiętamy, o czekającym na nas naszym odejściu. Wiele decyzji i planów musiałoby ulec zmianie, gdybyśmy stale nosili w sobie świadomość, że i my kiedyś umrzemy. Niestety, nie różnimy się bardzo od Apostołów. Podobnie jak Oni po Twoim złożeniu do grobu, zamykamy drzwi pokoju z obawy przed Żydami. Tyle pokoleń odeszło w Twojej obietnicy, tylu świętych witało śmierć jak przyjaciółkę. Byli oni pewni, że po zamknięciu oczu nie nastąpi żaden koniec. Jezu, pomóż nam zmartwychwstać ilekroć ”umrzemy” i nie będziemy widzieli możliwości na dalsze życie. Przygotuj nas na naszą śmierć, aby nie była ona czymś przerażającym, a jedynie łagodnym przejściem do wieczności u Twego Ojca.

Zakończenie

Katolik nie powinien opuszczać żadnego dnia, w którym by się nie pomodlił za Kościół Święty i za Ojca Świętego. Ta zaś dusza nie jest godna być oblubienicą Chrystusa, która nie modli się codziennie za Kościół Chrystusowy.

Przyprowadziła ich do grobu Chrystusa ciężko doświadczona miłość, więzy przywiązania do Mistrza i chyba jakiś cień nadziei, że może jednak nie wszystko jest do końca stracone. Przyszli tak, jak przychodzą zwyczajni ludzie na drugi, trzeci dzień na cmentarz do grobów i przynoszą ze sobą smutek rozstania, ale przyszli również jako uczniowie tego jedynego w dziejach Nauczyciela, który odważył się powiedzieć: ,,Ja jestem życie — kto we mnie uwierzy, nie umrze na wieki”.

Wydarzeniami, które najczęściej są tematem ekstatycznych przeżyć św. Magdaleny, jest Wcielenie i Męka Pańska. Święta twierdzi, iż Syn Boży stałby się człowiekiem nawet gdyby nie było grzechu pierworodnego; On bowiem skierował do niej słowa: Chciałem obdarzyć was chwałą, ale inaczej. Gdyby Adam nie zgrzeszył […] Słowo stałoby się ciałem, ale byłoby tylko gloryfikatorem, a nie triumfatorem.

Odkrycie pustego grobu wstrząsnęło uczniami i odsunęło rzeczywistość śmierci poza zasięg bezpośredniego doświadczenia. Nie znaleźli ciała Jezusa. Pod tą górą śmierci, którą życie usypało nad posłannictwem, obietnicami i samym Chrystusem, zostało przebite nowe przejście prowadzące ku chwale. Ludzie na podstawie codziennych doświadczeń przyzwyczaili się do faktu, że istnieje tylko przejście od życia do śmierci — droga nieodwracalna od życia do grobu, zawsze tylko w jednym kierunku, bez powrotu. I oto stał się fakt jedyny w całej ludzkiej historii: Chrystus – Triumfator złożony w grobie utorował sam sobie drogę powrotu do życia, i nie tylko sobie samemu, ale i nam, swoim uczniom. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto we mnie wierzy, nie umrze na wieki, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Pierwsza część obietnicy została spełniona i stała się fundamentem nadziei, że spełni się również drugi człon obietnicy. Droga wyjścia z grobu ku życiu jest nie tylko drogą Chrystusa, ale jest również drogą uczniów, jest drogą każdego z nas.

Amen.

Reklama Bootom 2