banner1

Reklama Top

Reklama Content Top

Rodzina jest po to, by… „Krótki przewodnik po rodzinie” ks. Piotra Pawlukiewicza

pawlukiewicz rodzinaZamieszać w strukturze człowieka.

Nieustannie powinniśmy pamiętać o „trójstopniowej strukturze” każdego człowieka. Na zewnątrz każdy z nas ma miłe i przyjemne „opakowanie”. W czasie pierwszych spotkań jesteśmy dla siebie tacy grzeczni, uprzejmi – pokazujemy tylko to, co w nas najpiękniejsze. Pilnujemy tego zwłaszcza, jeśli chcemy zyskać sobie czyjąś sympatię. W tym stanie można trwać przed kimś przez wiele lat. Aby zobaczyć następny stopień „struktury” człowieka, trzeba z nim koniecznie zamieszkać. Dopiero wtedy przekonamy się, że ten cudowny człowiek też potrafi pokazać rogi.

Takie właśnie głębsze poznanie człowieka dokonuje się przede wszystkim w rodzinie. To w niej rodzice i dzieci mieszkają ze sobą dzień i noc całymi latami i to w niej wszystko wychodzi na wierzch. W rodzinie nie da się ukryć przed sobą nawzajem swoich mniej imponujących cech. Rodzice poznają swoje dzieci, ale i dzieci poznają rodziców. Zauważamy swoje zalety i wady, a te gorsze strony widzimy zwykle o wiele wyraźniej. Szatan już się o to mocno stara! Jakie to niesie ze sobą niebezpieczeństwo? Jeśli skupimy się na czyichś wadach, być może nie dostrzeżemy tego, co znajduje się za tą drugą, budzącą nasz bunt „warstwą” człowieka. Tymczasem istnieje jeszcze trzeci stopień, tajemnicy człowieczeństwa, trzecia „komnata serca” – świat dziecięctwa Bożego. Często bardzo poraniony, ukryty, zawalony grzechami, słabościami. Ale jest! W każdym człowieku bez wyjątku.


Świat dziecięctwa Bożego
Czy gdy patrzysz na swego pijanego ojca, myślisz o tym, że gdzieś w nim jest mały chłopiec, który kiedyś w białym garniturku szedł do Pierwszej Komunii? Czy patrząc na swoich kłócących się i wyzywających rodziców, potrafisz dostrzec w nich tego chłopaka i dziewczynę, którzy kiedyś przytuleni szeptali sobie największe tajemnice? Oni tam ciągle są! Coś z nich ocalało. Może to tylko iskierka, ale to od niej może się zacząć najprawdziwsza miłość drugiego człowieka – wiara w to, że nie wszystko dobro w nim umarło.


Nie chodzi o to, że macie się nie przejmować alkoholizmem rodziców i akceptować go. Nie musicie poświęcać swojego życia, być może życia swojej nowej rodziny, żony, dzieci, żeby wyciągać rodziców z dołka, w którym bardzo chcą być (inaczej ma się sprawa, jeśli wasi rodzice chcą się poprawić i proszą o waszą pomoc). Po prostu nie nienawidźcie ich i pamiętajcie o istnieniu tej trzeciej „warstwy” w każdym człowieku.

Rozdmuchiwanie iskierek dobra w rodzinie

Pewnie właśnie żeby nam w tym pomóc, Bóg chce, aby rodzina mieszkała ze sobą i przebywała trudną wędrówkę przez tę drugą „warstwę”, świat ludzkiej słabości i małości, ku odkryciu rzeczywistości Bożego dziecięctwa, tęsknoty za dobrem. Bóg chce, abyśmy, znając swoje słabe, może nawet złe strony, wspierali się nawzajem we wzrastaniu ku dobru. Żebyśmy rozdmuchiwali w sobie te iskierki dobra. Na tę wędrówkę Bóg wiąże nas, jak taterników, liną asekuracyjną. Po co ona? Abyśmy, jeśli któryś z członków rodziny leci w dół, mogli utrzymać go i w ten sposób zapobiec tragedii. Jesteśmy połączeni także po to, aby w tej mozolnej wspinaczce podciągać się nawzajem do góry. Jak wspaniale potrafią to czynić matki!

Gdy już nikt z ludzi nie wierzy w dobroć ich dzieci, one jeszcze mają nadzieję. Wbrew wszystkiemu. Kiedyś, gdy pijanego młodego chłopaka policja przyprowadziła do domu, sąsiadki zaczęły mówić do zapłakanej matki:

 – Niech go pani z domu wyrzuci! To darmozjad! Tylko pani życie zmarnuje!
Ona jednak odpowiadała im:
 – Nie, nie… Tomek się zmieni… On tylko teraz tak… ale on się zmieni. To dobre dziecko…

I choć taka matka w niektórych przypadkach powinna jednak swojego syna wyrzucić z domu i z daleka – jeśli czuje taką potrzebę – pomagać mu wyjść z nałogu, pomyślcie, jak inaczej wyglądałby świat, gdybyśmy my wszyscy potrafili mówić z taką wiarą o innych: „To dobry człowiek, on się zmieni”. Jakże wielki byłby to przejaw miłości!

Lekarza potrzebują chorzy
Kiedyś w jednej z warszawskich parafii prowadziłem rekolekcje adwentowe. Obecnym w kościele ludziom mówiłem o prawdziwym i pozorowanym chrześcijaństwie. Wskazywałem przykłady, mówiąc o tym, jak wielu ludzi jest katolikami tylko z metryki, a w swoim życiu nie chce dotknąć się Chrystusowego krzyża. Po skończonej nauce przyszedł do mnie do zakrystii młody człowiek i zapytał:

 – Udowodnił mi ksiądz, że nie jestem dobrym chrześcijaninem. Tylko co z tego?

Kapitalne pytanie! Co z tego, że dostrzegłem zło tkwiące w czyjejś postawie? Co z tego, że tej osobie o tym powiedziałem? Czy Jezus przyszedł na ziemię po to, aby nam powiedzieć, jacy jesteśmy źli? Owszem, wiele spraw wypominał ludziom, ale na ziemię przyszedł przede wszystkim po to, aby nas zbawić! I to zwłaszcza grzeszników. Sam mówił:

„Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają”. Łk 5, 31

Jezu, Ty się tym zajmij! Akt oddania Jezusowi napi...
Sześć sposobów na zacieśnienie więzi między członk...

Reklama Content Bottom

Kalendarz bloga

Poczekaj chwilę, ponieważ właśnie szykujemy kalendarz dla Ciebie

Reklama Bootom 2