Zaczęłam zastanawiać się nad tym pytaniem, bo podobno powstał o tym film na YouTubie, w którym para katolików przekonuje, że w katolickim małżeństwie seks jest obowiązkowy. Filmu nie obejrzałam, bo zniknął z YouTube’a, więc nie mogę polemizować z przedstawionymi w nim tezami. Napiszę zatem, jak ja bym odpowiedziała na to pytanie.
Generalnie wydaje mi się, że mówienie o małżeńskim seksie jako o obowiązku jest nietrafione. Obowiązkiem może być zmywanie naczyń czy odkurzanie. Coś, co trzeba odbębnić, a niekoniecznie sprawia nam to przyjemność. Mało tego, obowiązkiem też nie powinniśmy nazywać np. chodzenia do kościoła w każdą niedzielę. Jest to jak najbardziej słuszne postępowanie, ale ma ono wynikać z miłości do Boga i pragnienia bycia blisko Niego, a nie z obowiązku.
Nie nazwałabym więc seksu obowiązkiem, ma on znacznie głębszy wymiar. Pamiętacie, że pisałam już wcześniej, że właśnie podczas seksu doświadczamy połączenia się z mężem w „jedno ciało”. Jest to też czas, kiedy z naszej miłości może powstać nowe życie. Seks ugruntowuje małżeńską jedność i wspólnotę.
Jest to też coś, co ma nam i naszym mężom sprawiać przyjemność. Coś, co robimy z miłości do naszego męża, a nie z obowiązku. To, że seks jest elementem naszej płodności, nie znaczy, że nie ma być przyjemny. O tę przyjemność też trzeba dbać, bo małżeństwo mamy na całe życie, płodność tylko na pewien czas. Seksem możemy się cieszyć także wówczas, gdy płodność małżonków przemija.
Ile, kiedy czy jak żona z mężem mają uprawiać seks, to już zależy tylko od nich. Wiadomo na pewno, że aby w ogóle mówić o ważności – o zaistnieniu – związku małżeńskiego, musi dojść do jego konsumpcji. Potem św. Paweł zachęca w 1 Kor 7,2-6: „Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona. Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan. To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu”.
Św. Paweł wyjaśnia, że seks małżeński zapobiega rozpuście, że żony i mężowie nie powinni odmawiać sobie seksu, że nasze ciała nie należą już tylko do nas, jesteśmy w końcu już jednym ciałem. Apostoł zachęca też, aby nie unikać seksu, chyba że na pewien czas, podczas którego zaleca modlitwę, aby właśnie nie popaść w rozpustę. I są oczywiście sytuacje w życiu, kiedy z seksu trzeba zrezygnować, w czasie choroby, ciąży czy połogu. Wówczas dobrze pamiętać o modlitwie za męża, bo czas ten może być dla niego trudny.
Poza tymi sytuacjami „nie unikajcie jeden drugiego” i nie ma tu nigdzie mowy o obowiązku, a raczej jest to zachęta do wzajemnej bliskości, która jest tak potrzebna do budowania trwałego związku. Czy można zatem odmówić seksu mężowi, bo nie mamy na to ochoty? Nie ma na to prostej odpowiedzi, bo trzeba się zastanowić, dlaczego nie mamy ochoty? Zmęczenie, złe samopoczucie, brak czasu itp. zdarzają się i nam i naszym mężom, więc oczywistym jest, że czasem odmawiamy. Jednak, jeżeli nie jest to jednorazowa sprawa, to wspólnie(!) z mężem można zaradzić tym problemom, znaleźć wspólnie (!) rozwiązanie. Pamiętajmy jednak, jak ważny jest seks w małżeństwie, jak ważny jest on dla naszych mężów, więc nie szantażujmy ich seksem, nie róbmy im na złość brakiem seksu, nie zgadzajmy się „łaskawie” na seks. Takie granie na uczuciach i potrzebach własnego męża może się odbić źle także na nas, na żonach. W końcu jesteśmy jednym ciałem – nie tylko podczas seksu.
źródło: misyjne.pl/
Prosimy o wsparcie