Jeśli czytamy Pismo Święte, wcześniej czy później zauważymy zawarty w nim kategoryczny zakaz wykonywania tatuaży. O co chodzi? Przecież wszyscy to robią i to „nic takiego”. Dlaczego Bóg nam tego zabrania?
Sprawa jest absolutnie jednoznaczna i w zasadzie nie podlega dyskusji: Prawodawca objawiający swoją wolę na Synaju wskazał na szereg praktyk pogańskich, kategorycznie zabraniając swojemu ludowi w to wchodzić. Nie trzeba wielkiego wysiłku, by zauważyć, że w jednym szeregu z tatuażem w wersetach Kpł 19,26-31 są zakazane czary (magia), prostytucja (nierząd) oraz okultyzm (wywoływanie duchów). Moc i kategoryczność tych zakazów wyraża kilkakrotnie powtórzona formułka „Ja jestem Pan!”, oznaczająca, że Bóg jest święty i nie toleruje tego typu praktyk powiązanych z demonicznymi wierzeniami pogańskimi. Tym demonicznym praktykom Bóg przeciwstawia nakaz: „Będziecie zachowywać moje szabaty i szanować mój święty przybytek. Ja jestem Pan!” (Kpł 19,30).
Nie ma żadnej możliwości odczytania zakazu tatuażu na jakiś inny sposób. Wprawdzie hebrajski wyraz ka’aka nie występuje więcej w Biblii, jednak egzegeci żydowscy mówią wyraźnie: „Chodzi o nieusuwalne znaki wprowadzone w ciało za pomocą igły, które zawsze pozostają widoczne” (Raszi, Komentarz Wajikra 19,28). Tłumaczenie greckie Starego Testamentu (Septuaginta), wykonane kilkaset lat przed Chrystusem używa wyrazu στικτὰ pochodzącego od στιζώ (nakłuwam). Nie ma więc wątpliwości, że właśnie wykonywanie tatuażu jest absolutnie zakazane przez Boga; jestem przekonany, że również tzw. piercing (czyli przekłuwanie warg, języka, pępka itp.) jest Bogu niemiły.
Nieprzypadkowo obok zakazu tatuowania się Bóg umieścił wzmiankę o swojej świątyni. Święty Paweł poucza nas, uświęconych przez Krew Chrystusa: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,16-17). Przecież jasne jest, że nakłuwanie na skórze znaków (jakichkolwiek) lub wbijanie kolczyków, gdzie się da jest niszczeniem naszego ciała, które jest świątynią Boga. Tak naprawdę chodzi o złamanie pierwszego przykazania – absolutnie święty Bóg pragnie zamieszkać w nas i nie życzy sobie, byśmy niszczyli swoje ciało, które staje się Jego świątynią.
Ksiądz Peter R. Scott przypomina: „Przykazanie, aby nie »uszkadzać swojego ciała«, jest wymienione razem z takimi zabronionymi czynami, jak konsultowanie się z czarownikami czy wróżbitami, wróżenie ze snów czy hańbienie swojej córki poprzez nakłanianie jej do nierządu. Chodzi więc o akt buntu przeciwko nadprzyrodzonemu porządkowi, gdyż tatuowanie się charakteryzuje człowieka trwającego w swoich prawach do czynienia, cokolwiek mu się podoba, bez oddawania czci swojemu Zbawicielowi. (...) Symbolizuje odrzucenie świętości ciała człowieka” („The Angelus: Journal of Roman Catholic Tradition”, Vol. XXXII, No. 2, February 2009). Katechizm Kościoła Katolickiego jasno mówi: „Dobre i czyste sumienie jest oświecane przez prawdziwą wiarę. Albowiem miłość wypływa równocześnie »z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej« (1 Tm 1,5)”. Czy można mówić o czystym sercu i dobrym sumieniu, jeśli oszpecamy swoje ciało, stworzone przez Boga z wielką miłością i odkupione przez Krew Chrystusa?
Pan Jezus, prawdziwy Bóg, w tajemnicy Wcielenia uświęcił ludzkie ciało, stając się w pełni człowiekiem. Jest absolutnie nie do pomyślenia, by kiedykolwiek w jakichkolwiek okolicznościach pozwolił wytatuować jakiś znak na swoim ludzkim ciele lub wbić w nie jakiś kolczyk. Podobnie nie do pomyślenia jest, by którykolwiek z apostołów oszpecił swe ciało w ten sposób. W Nowym Testamencie temat tatuażu czy piercingu w ogóle się nie pojawia właśnie dlatego, że w sposób absolutnie oczywisty wykonanie tej pogańskiej praktyki przez kogokolwiek z uczniów Jezusa było nie do pomyślenia. W tym kontekście mocno brzmią słowa św. Pawła: „Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1 Kor 11,1).
Kogo naśladujemy, kiedy chcemy umieścić nieusuwalny tatuaż na swoim ciele lub przekłuć sobie wargę, język lub pępek? Czyż nie robią tego popularne „gwiazdy”, żyjące rozpustnie i przedkładające zmysłowość ponad miłość? To jest pytanie o moralność, czystość serca i o wiarę. Czy rzeczywiście te „modele” w prasie i telewizji, które szpanują tatuażami, są postaciami godnymi naśladowania, a ich tatuaż świadczy o moralności lub o wierze? Wątpię. Dlatego też za św. Janem apeluję do każdego: „Umiłowany, nie naśladuj zła, lecz dobro! Ten, kto czyni dobrze, jest z Boga; ten zaś, kto czyni źle, Boga nie widział” (3 J 10,11).
Na zakończenie podam dwa przykłady z życia. Miałem kolegę, który w pewnym momencie dał się namówić na tatuaż. Cieszył się z niego kilka lat, po czym tak bardzo chciał się go pozbyć, że wypalił sobie skórę na ręce. Wolał mieć bliznę niż tatuaż, którego się wstydził. A drugi przykład słyszałem od księdza egzorcysty. Chłopak, z którego wypędzano demona, miał tatuaż (jakiś tam wcale nie satanistyczny, zwykły wzorek). W czasie egzorcyzmu ten tatuaż palił go jak ogień i chłopak wiele by dał, by go nie mieć na swoim ciele. Warto więc sto razy się zastanowić, czy naprawdę będziemy przez całe życie chcieli mieć coś nieusuwalnego na swojej skórze i czy nie przeszkodzi nam to w spotkaniu się z Bogiem.
„Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby [Jezus] was zastał bez plamy i skazy – w pokoju” (2 P 3,14). Również bez plamy i skazy, które świadomie i dobrowolnie w sposób nieusuwalny umieściliśmy na swoim ciele.
Miłujcie się! 5/2013
Prosimy o wsparcie