Kiedy w gimnazjum zaczęłam się uczyć języka angielskiego, cieszyłam się, że wreszcie będę mogła poznać język, który daje możliwości komunikowania się z całym światem. Już po kilku miesiącach nauki angielskiego, a było to już 30 lat temu, zaczęłam korespondować z Teresą, dziewczyną z Polski.
Ówczesna sytuacja polityczna w Polsce była niespokojna. I choć moim największym marzeniem był wyjazd do Europy oraz spotkanie się z Teresą, z ważnych powodów nie mogłam tak szybko zrealizować swoich planów. Pozostawały nam spotkania na stronach coraz dłuższych listów. Nie zapomnę nigdy upadku muru berlińskiego w 1989 r. Zobaczyłam to w TV, drżąc z wrażenia na całym ciele. W Polsce zaczął wiać wiatr wolności i latem 1992 r., mój przyjazd do Polski mógł wreszcie dojść do skutku.
To, co tam spotkałam i przeżyłam, całkowicie przerosło wszystkie moje wcześniejsze oczekiwania i wyobrażenia. Na lotnisku, podczas serdecznego przywitania z Teresą, ze wzruszenia obie się płakałyśmy. Jeszcze w Japonii, na długo przed przyjazdem do Polski, chciałam się jak najwięcej dowiedzieć o ojczyźnie mojej przyjaciółki, chodziłam więc często do bibliotek i chyba przeczytałam wszystkie japońskie książki dotyczące Polski. Dowiedziałam się wiele o historii i kulturze tego kraju. Dla mnie, osoby nie znającej chrześcijaństwa, bardzo intrygujący był temat wiary Polaków. W wielu opracowaniach spotykałam się z informacjami, że jest to ostatni europejski kraj, w którym świątynie nie świecą pustkami.
Po raz pierwszy w Polsce udałam się do kościoła. Było to w Niepokalanowie. Zauważyłam tam, że na wystawie poświęconej Ojcu Kolbe znajdują się również eksponaty pochodzące z Nagasaki. Dowiedziałam się, że Ojciec Kolbe poniósł męczeńską śmierć w Oświęcimiu, a przedtem głosił prawdę o Jezusie Chrystusie w Nagasaki. Potem pojechałam do klasztoru oraz sanktuarium Matki Bożej na Jasnej Górze. Tam długo i z wielkim zainteresowaniem, właściwym komuś niewtajemniczonemu, przyglądałam się ludziom, którzy patrząc na obraz Matki Boskiej – zwanej tu Czarną Madonną – modlili się, płakali, uśmiechali się. Ten widok szczerze modlących się wiernych zabrałam ze sobą do Japonii. Dzisiaj już wiem, że właśnie na Jasnej Górze Pan Bóg zasiał we mnie ziarenko wiary, które powoli zaczęło kiełkować…
Dwa lata temu postanowiłam zmienić swój dotychczasowy tryb życia i zacząć wszystko od początku. Zrezygnowałam z pracy, którą wykonywałam przez 14 lat. Mój dotychczasowy dzień wyglądał w ten sposób, że po powrocie z pracy, około godziny 21, zabierałam się do przygotowania kolacji oraz sprzątania domu. Tak wyglądała moja codzienność, wypełniona tylko pracą… Co prawda moja rodzina bardzo mi w tym pomagała, ale ja i tak czułam się bardzo zmęczona. W czerwcu 1998 r. przeprowadziliśmy się, a w lipcu w moim sercu narodziło się pragnienie, wyrażone w uparcie powracającej myśli: „Muszę pojechać do Polski, spotkać się z Czarną Madonną”. Było to zupełnie niezależne od mojej woli, zupełnie irracjonalne. Powtarzałam więc sobie: „Teraz, wyruszyć w podróż?”. A jednak się spełniło. Latem roku 1998 udałam się na Jasną Górę przed obraz Czarnej Madonny. Siedziałam tam przed Nią całymi godzinami. Nie umiałam się modlić, ale podobnie jak innym klęczącym wokół do oczu napływały mi łzy. W pewnej chwili poczułam dziwny spokój i pomyślałam: „Dam sobie radę ze wszystkim, jeśli dalej będę żyć w ten sposób”.
Skończyły się wakacje i wróciłam do Japonii. Czułam wielką potrzebę chodzenia do świątyni. Regularnie, w każdą niedzielę, zaczęłam uczęszczać do znajdującego się w Osace kościoła katolickiego. Nie odnajdowałam tam jednak tego uczucia pokoju i oczyszczenia, których doświadczałam, będąc w świątyniach polskich. W tutejszym kościele ogarniał mnie smutek i odczuwałam ogólne rozbicie. W nocy często płakałam. Straciłam radość życia.
Zeszłego roku latem mój znajomy, który jest protestantem, przysłał mi egzemplarz Rycerza Niepokalanej, wydawanego w Nagasaki. Był to numer sierpniowy z 1999 r. Przejrzałam go bez szczególnego zainteresowania i odłożyłam. W styczniu tego roku, pewnego niedzielnego poranka, włączyłam TV, choć zwykle tego nie robię. Właśnie pokazywano bezpośrednią relację z ceremonii wyniesienia na ołtarze Ojca Pio. Przypomniałam sobie wówczas o tym zaledwie przerzuconym numerze Rycerza Niepokalanej. Naprędce wyjęłam czasopismo i zaczęłam je czytać. I zdarzyło się coś takiego, co można by chyba określić jako: „łuski spadły mi z oczu”. Jednym tchem przeczytałam artykuły poświęcone Ojcu Pio, na temat Lourdes, o s. Faustynie, japońskiej autorce Takahashi Takako i wiele innych. Pośpiesznie zadzwoniłam do wydawcy Rycerza Niepokalanej w Nagasaki i poprosiłam go o przysłanie mi opracowań dotyczących Ojca Kolbego. Przysłano mi numer styczniowy z 1983 r., w całości poświęcony Świętemu. Szczególnie utkwiły mi w pamięci następujące słowa o. Kolbego: „Kochaj Maryję i przez serce Maryi kochaj Jezusa”. W dziwny i niewytłumaczalny sposób pojęłam sens tych słów, wspominając wzruszające przeżycia, których doznałam przed obrazem Czarnej Madonny z Jasnej Góry. Wywołało to we mnie wielką radość. Od tego czasu zawsze czytam Rycerza Niepokalanej, a całe moje życie przybrało jakby odwrotny porządek. Wszystko stało się wielkim przygotowaniem do wydarzeń, które miały niedługo nastąpić. Odczuwałam to coraz mocniej...
Latem Roku Jubileuszowego z wielką radością wyruszyłam w podróż do Rzymu. W środę 26 lipca znalazłam się na placu św. Piotra wraz z moją polską przyjaciółką Teresą i jej siostrą. Czekałyśmy tam już od godziny ósmej. Punktualnie o godzinie dziesiątej papamobil wjechał na plac. Dookoła słychać było okrzyki radości i pozdrowienia skierowane do Ojca Świętego. Zaczęło się przedstawianie pielgrzymów, którzy przybyli z całego świata, tego dnia również z Japonii, z miejscowości Sendai i Kagoshima. Niecierpliwie czekałam na ich prezentację. Nie mogłam się doczekać wywołania tych bądź co bądź niecodziennych w tym miejscu pątników. Osłupiałam jednak, kiedy to zupełnie na koniec prezentacji Ojciec Święty zwrócił się po japońsku: „Witajcie w Rzymie, dziękuję Wam!”. Gdy to usłyszałam, z moich oczu popłynęły łzy – łzy szczęścia. Potem, jako jedyna Japonka, zostałam bezpośrednio przedstawiona Ojcu Świętemu. Było to dla mnie wspaniałe ukoronowanie Jubileuszu. Moje serce wypełniło uczucie radości i pokoju. Teraz jestem przepełniona myślami o Bogu. Czuję, że ziarno wiary, zasiane przed obrazem Czarnej Madonny, stało się już ukorzenioną roślinką. Cieszę się, że mogę już tak myśleć i znać to uczucie Bożego wyróżnienia, Bożej nobilitacji. Dziękuję z całego serca wszystkim ludziom, którzy pomogli mi uzyskać wiarę w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga, który dla mojego zbawienia 2000 lat temu stał się prawdziwym człowiekiem.
Miłujcie się! 5/2000