Kapłaństwo
To zaczęło się chyba latem roku 1958, gdy do furty domu sióstr zakonnych zapukał pod wieczór nieznany człowiek ubrany po księżemu, więc ksiądz. “Czy mógłbym wejść do waszej kaplicy, żeby się pomodlić?”. Wprowadzono go do kaplicy i zostawiono samego. Gdy przez dłuższy czas nie wychodził, zajrzano do kaplicy. Leżał krzyżem na podłodze. Siostra cofnęła się z lękiem pełnym szacunku. Pewnie ma jakąś ważną sprawę. Może pokutnik.
Po jakimś czasie siostra znów zajrzała do kaplicy. Ksiądz leżał wciąż krzyżem. A pora była już późna. Siostra podeszła do modlącego się i zapytała nieśmiało: “Może by ksiądz był łaskaw przyjść na kolację?”. Nieznany człowiek odezwał się: “Mam pociąg do Krakowa dopiero po północy. Pozwólcie mi tu pobyć.Mam dużo do pomówienia z Panem Bogiem.Nie przeszkadzajcie mi”.